Wyprawę na stok z Kubusiem planowałam od pewnego czasu. Pierwszym pytaniem jakie sobie zadałam było : Co on tam będzie robił? Rozmawiałam z wieloma narciarzami, instruktorami i samymi rodzicami. Chciałam, aby moje dziecko w tym roku pierwszy raz założyło profesjonalne narty na stoku.
Na samym początku kupiłam Kubusiowi nartki do "jeżdżenia" pod domem. Nie nazwałabym tego jeżdżeniem. Uczyliśmy się przez zabawę. Kuba od początku załapał o co biega w "tych długich butach". AAAaaa zapomniałam. Przed pierwszym wyjściem na nartki przed domem kupiliśmy kask bo bez niego ani rusz. BEZPIECZEŃSTWO PRZEDE WSZYSTKIM!
Zanim wybraliśmy się na tok skonsultowałam się z lekarzem, czy Kuba może w tym roku spróbować jazdy na nartach. Nie było przeszkód, a wręcz wskazane. Pani doktor stwierdziła, że to wspaniały pomysł na rozpoczęcie zamiłowania do zimowych sportów u Kubusia.
Przed wyjazdem mój mały syn pomagał mi pakować wszystko w domu, później do naszej yariski wszystkie potrzebne rzeczy na stok. Pakując dla nas prowiant mój mały syn zaciągnął mnie do pokoju i mówiąc: " mama swojej narty nie zapomnij". Uśmiałam się po pachy. Zwarci i gotowi pojechaliśmy na stok :) W trakcie jazdy mówiłam Kubie, jak trzeba się zachowywać, na co uważać, co tam będzie. Był strasznie ciekawy - w końcu to nowość dla maluszka :)
Pierwsza reakcja mojego dziecka na stok była niesamowita. Jedno wielkie łał!
Nowe miejsce spowodowało, że nie był tak rozbrykany jak zawsze ( lecz to tylko na początku ) trzymał mnie za rękę, założył kask i stosował wszystko co mu mówiłam na temat bezpieczeństwa.
Udaliśmy się wypożyczyć narty :) Śmieszne i wielkie buty jak to Kuba nazwał zrobiły na nim ogromne wrażenie. Nie miał on problemów z chodzeniem w nich z czego duma mnie rozpierała :)
Dziecko w wieku 2,5 roku nie nadaje się jeszcze na lekcję z instruktorem, ponieważ nie rozumie on jeszcze wszystkiego co się do niego mówi, a narty fajne są przez ok 25 - 30 min. Później robi się to już nudne i trzeba szukać nowej zabawy :) Kubuś na nartach był ok 20 minut do czasu właśnie, aż się nie znudził. Jazda jego była uzależniona ode mnie. Najważniejsze było, aby Kuba nauczył się trzymać równowagę. Za pomocą jego kijków ciągałam go po stoku. Szło mu świetnie i z minimalnego nachylenia zjechał sam przy mojej asekuracji około 2 metry. Byłam dumna, bardzo dumna :) Cieszyło mnie, że sporty zimowe przypadły do gustu mojemu dziecku. Jesteśmy na stoku zgraną parką, co pozwoli na częste tam wizyty za rok :)
Nie same narty były atrakcją dla Kuby. Jadąc myślałam o nim i o sobie. Z bagażnika wyjęliśmy atrybuty zimowych zabaw. Zabraliśmy jabłuszko i sanki, lecz najlepszą ślizgawką była właśnie... moja deska :) Przyznam, że świetną frajdą oprócz jeżdżenia w wiązaniach jest również potraktowanie jej jak sanek :) Poszliśmy na oślą łączkę obok wyciągu. Wiadomo bezpieczeństwo. Wchodziliśmy na górę, kuba zjeżdżał na jabłuszku, pupie a w wolnej chwili ja jeździłam na desce i oboje byliśmy happy :) Najważniejsze, że był blisko mnie i mogłam dbać o jego bezpieczeństwo.
Co było najtrudniejsze w tej wyprawie?? POWRÓT DO DOMU! Mój maluch absolutnie nie chciał opuszczać stoku :)
Jak się ma marzenia, trzeba je gonić razem z dzieckiem, a nie rezygnować :)
fotorelacja w "nasze photosy"